wtorek, 8 kwietnia 2014

Nie ma jak quidditch (7)


Nauczyciel podchodził po kolei do każdego z nas i mówił głośno, co robimy źle. Do końca lekcji nikomu nie udało się prawidłowo rozbroić przeciwnika z drewna, ale większość poczyniła chociaż minimalne postępy. Morgana podpaliła sztuczną różdżkę drewnianej postaci, dziewczyna z drugiego dormitorium zwaliła wszystkie książki z półek, a jeden chłopak wypalił dziurę w suficie. Mi udało się zwalić siebie sama z nóg, potknęłam się o skraj własnej szaty. Raz różdżka figury drgnęła i upadła, ale nie udało mi się uzyskać nic więcej.
- Koniec na dzisiaj! Poczekajcie chwilkę... tak, pięć punktów dla panny Potter za demonstrację i dziesięć punktów dla pana Dalrymple za to, że rozbroił manekin, co prawda nie ten co trzeba, ale... przynajmniej opanował istotę zaklęcia. Następnym razem też będziemy ćwiczyć to zaklęcie, spróbuję wam pomóc indywidualnie. Nie ma nic zadane! Do widzenia - nie czekając na nas, wyszedł z klasy tylnym wejściem do swojego gabinetu.
- Dziwnie mówi ten gość, nie? Jakby urodził się sto lat wcześniej - stwierdził John. Szliśmy właśnie do pokoju wspólnego. Za godzinę był sprawdzian do drużyny, przez co zaczęłam się pierwszy raz dzisiaj denerwować. Moje dłonie zrobiły się strasznie zimne. 
- Lumos Maxima - powiedziala Isabelle, bo właśnie stanęliśmy przed portretem Grubej Damy. 
- I jak Lily? Denerwujesz się? Wyluzuj, pójdziemy z tobą - Hugo próbował zinterpretować moje milczenie i strzelił w dziesiątkę. Wymamrotałam w odpowiedzi, że bardzo dziękuję. Tak naprawdę tylko bardziej zaczęłam sie stresować.
- Hej siostra! Wiesz co, Chodź ze mną i Alem na boisko, poćwiczymy, hm? - Jamesowi zależało na tym, żebym trafiła do drużyny bardziej niż mnie. 
- Dobra, ale wy polatacie, a ja popatrzę.
- Nie siostrzyczko, dzisiaj jest twój dzień. Zgódź się, proszę, Lilyanne - posłał mi to swoje spojrzenie, od którego nawet dziewczynom z siódmej klasy miękły kolana. Ja za to znałam Jamiego na wylot, ale i tak robił to tak słodko, że nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Czułam się za niego odpowiedzialna, mimo, że był starszy.
- No dobrze.
- Jupi! - podskoczył, ucałował mnie w policzek i pobiegł do Albusa. Miałam rację. Zależy mu bardziej niż mnie na sukcesie.
- Możemy też iść? - Morgana tak jak ja, kochała quidditcha. W przeciwieństwie do Belle, którą interesowało tylko, jak bardzo gracze są przystojni. Widocznie to, że ja miałam grać, zachęciło ją do wyjścia.
- Tak, jasne. Chodźcie, muszę się przebrać - po prostu wiedziałam, że kiedy odmówię, Morgana będzie wyglądać, jakby odwołano Boże Narodzenie.
***
- Teraz zrobicie koło wokół boiska, na rozgrzewkę, razem z graczami. Najpierw przetestujemy kandydatów na obrońcę, potem na ścigającego - Lathiss, kapitan drużyny, zaczął wydawać instrukcje. Po krótkiej rozgrzewce usiadłam na ławce razem z pozostałymi oczekującymi kandydatami. Szybko zauważyłam, że jestem jedyną pierwszoklasistką. Pierwszy raz obleciał mnie strach. Zdałam sobie sprawę, że siedzę obok moich konkurentów przewyższających mnie pod wieloma względami. Byłam na przegranej pozycji.
Chcąc uciec od przygnębiających myśli, rozejrzałam się po trybunach. Szybko zauważyłam grupę moich kibiców - była naprawdę liczna. Wszyscy Weasleyowie nie będący w drużynie, Isabelle, Morgana, John, Baltazar, a ku mojemu zaskoczeniu także Matt, Britney i Tim. Ostatnia dwójka spoglądała ukradkiem na Ślizgona i szeptała między sobą. Uderzyło mnie to trochę, ale miał za swoje, bo powinien z nimi porozmawiać. W końcu musiało ich zastanowić, jakim cudem mugolak znalazł się w Slytherinie. 
Wróciłam do obserwacji sprawdzianu. Szybko zauważyłam, że około połowa obrońców jest beznadziejna. Doliczyłam się trzech osób, które miały szansę na zwycięstwo: wysokiej brunetki, krzepkiego znajomego Jamesa i wcale nie gorzej zbudowanego blondyna. Ostatecznie do drużyny dostał się kumpel mojego brata. Teraz kolej na mnie, pomyślałam.
Kiedy usłyszałam gwizdek i odbiłam się od ziemi, poczułam jak wszystkie moje troski zostają w dole. To było cudowne uczucie. Kiedy zauważyłam, że panuje podobna sytuacja, jak w poprzednim teście, ucieszyłam się. Większość pozostała daleko w tyle za mną i chłopakiem, który był moim konkurentem. Kiedy wylądowaliśmy, by kapitan podsumował pierwszy etap spostrzegłam że ma zdrowo ponad sześć stóp wzrostu, a jego pięść jest niewiele mniejsza od tłuczka. Wyglądał dość groźnie, ale widziałam, jak ostro zahamował, by nie wpaść na przeciwniczkę. 
Ponownie wzbiliśmy się w powietrze. Lathiss wpadł na pomysł łatwej eliminacji gorszych i wymyślił, że każdy, kto upuści kafla, siada na ziemi. W ten sposób po dziesięciu minutach zostałam w powietrzu tylko ja i olbrzym, jak go w myślach nazwałam.  Chwyciłam lecącego w powietrzu kafla i podleciałam szybko w górę, a później miałam zamiar polecieć zygzakiem w kierunku pętli. W połowie drogi wpadł na mnie mój zacięty przeciwnik. Pojawił się tak nagle, że z wrażenia upuściłam piłkę.  Poleciał w przeciwną stronę, ja od razu ruszyłam za nim. Miałam ochotę się odegrać. Moja miotła była w zdecydowanie gorszym stanie, ale udało mi się dogonić go w ostatniej chwili. Z radością rozpędziłam się, wyprzedziłam go i skręciłam mu tuż przed nosem, przecinając mu drogę. 
Szliśmy łeb w łeb, zwodząc się coraz zmyślniejszymi strategiami, aż w końcu kapitan nie wytrzymał ze śmiechu i ogłosił remis. Podałam konkurentowi dłoń, a on uśmiechnął się i delikatnie ją uścisnął. Odwzajemniłam uśmiech. W końcu to tylko gra. 
Lathiss zwołał naradę całej drużyny, by ustalić kto jest zwycięzcą. Wiedziałam, że jestem na wygranej pozycji, bo połowa drużyny to moja rodzina. Ale nie chciałam w ten sposób wejść do drużyny. Pomyślałam w tej chwili, że jeśli się uda, zapytam się Lathissa, czy zwyciężyłam dzięki głosom bliskich. To byłoby nie fair.
- Więc uwaga - kapitan podszedł do naszej niewielkiej grupy - zanim cokolwiek ogłoszę, od razu mówię, że była to bardzo trudna decyzja. Byliście naprawdę dobrzy i doszło do wielu sporów w naszej naradzie. Ostatecznie, po długiej i zażartej dyskusji minimalną przewagą zwyciężył Emanuel Ritz. Drugie miejsce zajęła Lily Potter, jednocześnie zajmując pozycję rezerwowej. To chyba wszystko na dziś. Pozostali mogą się rozejść, a drużynę zapraszam do szatni.   
- Lathiss, znaczy kapitanie... - zawołałam.
- Może być po staremu. O co chodzi, mała?
- Nic takiego ważnego. Chciałam się tylko zapytać, co mówili chłopacy.
- Zasadniczo nie powinienem ci mówić, ale chyba w takiej sytuacji muszę. W końcu połowa drużyny to twoja rodzina. Więc tak: jeśli chodzi o mnie, chciałem dać ci szansę. Lepiej latałaś, może minimalnie, ale zauważyłem u tamtego chłopaka taki nawyk do późnego reagowania na piłkę i odchylania w bok, kiedy trzyma kafla w dłoni. Co prawda można go tego oduczyć, ale to był test i moim zdaniem wypadłaś lepiej. Połowa też tak uważała, ale Albus zasugerował, że możesz nie wytrzymać presji przed meczem. Wtedy inni się zastanowili i tak wygrał Ritz. To chyba tyle. No dobra, drużyno! - krzyknął, bo weszliśmy właśnie do szatni, gdzie zgromadziła się reszta.
- Co chciałeś powiedzieć? Spieszę się - ponagliła go Dominique, moja kuzynka, zajmująca w drużynie pozycję pałkarki.
- Niestety muszę cię zasmucić, słonko - mrugnął do niej żartobliwie - ale zostajemy tu wszyscy i ćwiczymy. Skoro jesteśmy rozgrzani i gotowi do gry, czemu nie? 
- A tak na serio jaki jest powód? - spytał James, który dobrze znał Oscara Lathissa i widocznie musiał wychwycić jakąś fałszywą nutę w jego stwierdzeniu. Kapitan ciężko westchnął.
- Ślizgoni poprosili o przyspieszenie meczu. Nie mam pojęcia, jak oni to zrobili, ale uzyskali zgodę od McGonagall, a ona po cichu kibicuje Gryfonom. Musieli zmyślić coś naprawdę dobrego i ważnego, żeby się zgodziła.
- A kiedy gramy? - zapytał Ritz.
- Trzy... trzydziestego. 
- Spokojnie, do końca października to wiele czasu, przecież to tylko tydzień mniej...
- Stop. Nie mówiłem o trzydziestym października. Miałem na myśli wrzesień.
- CO? JAKIM PRAWEM...
Po sali rozniósł się donośny krzyk Dominique, momentami tak nieznośny, jak skrzek lelka. Akurat w momencie wściekłości strasznie przypominała to gorsze oblicze wili, jak to określił Louis, jej młodszy brat. Wszyscy zatkali sobie uszy, a Lathiss zatkał usta dziewczyny dłonią. Chwilę jeszcze próbowała wydawać z siebie jakieś dźwięki, ale widząc, że nie przynosi to najmniejszego skutku, uspokoiła się. Odetchnęłam i opuściłam ręce.
- Kontynuując, za tydzień będą wiedzieć o tym wszyscy. My, jako grająca w meczu drużyna dowiedzieliśmy się wcześniej, żeby móc zacząć ćwiczyć.
- To dlaczego mówisz nam dopiero teraz? - spytał Fred.
- Bo też dowiedziałem się dzisiaj. McGonagall wysłała mi krótką sowę tuż przed sprawdzianem. Nie chciałem was martwić i stresować kandydatów.
- To co ja tu właściwie robię? - zapytałam. Nie rozumiałam, do czego jestem potrzebna na treningu.
- I tu jest kolejny problem. Jestem kontuzjowany, miałem złamane kilka kości w obu nogach. Już jest ok, ale nie będę mógł zagrać. Tak czy siak, zastąpisz mnie na meczu ze Slytherinem.
- Naprawdę? Świetnie! To znaczy, przykro mi z powodu nogi. Ale super! - nie mogłam opanować radości. Myślałam, że nie zagram w tym sezonie, a jednak się udało. Wiedziałam z rozmowy z Oscarem, że czeka mnie dyskusja z Alem, który miał teraz nieco poirytowaną minę.
- Dobra, dość pogaduszek. Przebierzcie się w stroje i idziemy, mamy nie więcej niż półtorej godziny, zanim się ściemni. Lily, Emanuel - weźcie sobie jakieś stare stroje z szafy, na mecz będziecie mieli już nowe.
- Kiepsko z tym meczem, nie? - zagadnął mnie Emanuel, kiedy stanęliśmy przy szafie. - Ale jest jeden plus.
- Jaki?
- Nie musimy grać przeciwko sobie.
Wchodząc do szatni dziewcząt, wciąż się śmiałam.
***
- Mówię wam, wygramy ten mecz! - krzyknął James. Właśnie wracaliśmy z treningu. Byliśmy zachwyceni i pewni siebie, bo poszło nam genialnie. Zgrywaliśmy się cudownie, tak, jakbyśmy rozumieli nawzajem swoje myśli. Było tak dobrze, że skończyliśmy pół godziny wcześniej. Mnie jednak ciągle coś siedziało z tyłu głowy. Zastanawiałam się, w jaki sposób Ślizgonom udało się przesunąć mecz na szybszy termin. To było co najmniej dziwne. Najgorzej, że nie mogłam podzielić się tym z przyjaciółmi. W końcu co dwie głowy, to nie jedna i razem pewnie odgadlibyśmy, o co chodzi. Miałam jeszcze Albusa i Jamesa, ale zdenerwowaliby się, że za bardzo się w to mieszam i narobię sobie kłopotów. I kto to mówi? Przecież to oni, a nie ja, są specjalistami od problemów. 
Z mętlikiem w głowie poszłam do zamku. Czekało mnie szczegółowe sprawozdanie, jak wyglądał sprawdzian z oddali oraz przesłuchanie, co się stało potem. Wszyscy ucieszyli się, że zagram w następnym meczu. Mając dość pytań, wymówiłam się zmęczeniem i zostawiając w pokoju wspólnym Isabelle, Morganę, Hugona, Baltazara i Johna poszłam spać.

*********************************************************************************
Dobra. Po pierwsze, przepraszam was za to, że musieliście czekać dokładnie miesiąc i jeden dzień na rozdział, ale potrzebowałam przerwy. I przepraszam, że rozdział jest tak rozpaczliwie krótki. Na całe szczęście jestem już z powrotem. Będę pisywała o wiele częściej, to jest wyjątek. 
Po drugie, wpadł mi do głowy pomysł, żeby przygotować zakładkę z bohaterami. Ale ponieważ to wam ma się tu przede wszystkim podobać, pytam się o wasze zdanie. W komentarzach pod tym postem piszcie co uważacie: czy podstrona ma powstać, czy  nie, o ma tam być umieszczane: opisy postaci, karty postaci itd. Liczę na waszą pomoc! 
Ostatnia sprawa: WRĘCZ ROZPACZLIWIE PROSZĘ WAS O KOMENTOWANIE! NIE MA SENSU PISAĆ, SKORO NIKT NIE CZYTA.
Dedykuję fragment wszystkim aktywnym komentującym :).
Właśnie, jeśli ktoś jest ciekawy, dołączyłam TUTAJ jako autorka. Dopiero wysłałam pierwszy post (i jaram się tym)!
Love, A.

6 komentarzy:

  1. Hej, wpadłam tu przez przypadek. :) Przecztalam ten rozdział i okazał się on wspaniały. Jesteś bardzo pomysłowa. Nie zauważyłam żadnych błędów. W między czasie mam zamiar przeczytać resztę. Weny życzę. ;) Super rozdział oby tak dalej
    #Narcyza

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję bardzo i witam nową czytelniczkę ;)
    Love, A.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, a zakłada z bohaterami do dobry pomysł ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej :D och praktycznie cały rozdział poświęcony Quidditchowi, to lubię ♥ dałabym serrio wiele, żeby być na ich miejscu, no bo kurde latanie na miotłach i unikanie piłek, które chcą ci rozbić głowę? Czad *.*
    Poza tym całkiem zgrabnie wyszedł ci opis tej rywalizacji graczy, fajnie się czytało.
    Jeśli chodzi o zakładkę bohaterów, to jestem bardzo na tak. Uwielbiam oglądać zdjęcia wybrane przez autorów i sprawdzać czy w mojej wyobraźni byli choć trochę podobni do wizji autora. Opisy też spoko, ale takie tylko najważniejsze informacje, a nie całe streszczenia historii postaci.

    Pozdrawiam, buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakładka z bohaterami naprawdę super pomysł. Wymyślasz ciekawe i fantastyczne rozdziały :D Accalia Carter :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super, czytam to już od dłuższego czasu i każdy rozdział jest świetny! Zoe Mikrotia

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku,
Dziękuję Ci, że masz jakieś uwagi do mojego wpisu. Każdy komentarz, nawet ten z najostrzejszą krytyką, jest dla mnie jak uśmiech przyjaciela. Nic tak nie motywuje piszącego, jak stu procentowa pewność, że ktoś przeczytał jego post.
~Love, A.