wtorek, 28 stycznia 2014

Ceremonia przydziału cz. 2 (4)

Drzwi rozwarły swe paszcze i z głośnym jękiem przywitały nas, pierwszoroczniaków. Wyciągnęłam głowę, pragnąc z całej siły zobaczyć Wielką Salę. Byłam niezbyt wysoka, dlatego zobaczyłam tylko sufit zaczarowany tak, aby przypominał prawdziwe niebo. Zresztą ciężko mi było uwierzyć, że to nie jest prawdziwe sklepienie. Pod nim lewitowały tysiące świec. W oddali zauważyłam też stół, przy którym siedzieli nauczyciele. Pomieszczenie robiło piorunujące wrażenie swoimi rozmiarami i wyglądem. 
- Proszę ustawić się trójkami - powiedział profesor Flitwick swoim piskliwym głosikiem.
Stanęłam w pierwszym rzędzie, razem z Hugonem i Heleną. Za nami stali Britney, Matt i Tim. 
- Chodźcie za mną - machnął ręką zastępca dyrektora. Posłusznie przekroczyliśmy próg Wielkiej Sali i skierowaliśmy się w kierunku stołu ustawionego przed przeciwległą ścianą. Szliśmy pomiędzy stołami, przy których siedzieli uczniowie poszczególnych domów. W połowie drogi zauważyłam Albusa i Jamesa. Pomachali do mnie, a ja się uśmiechnęłam. Stwierdziłam, że nie taktownie było odmachać, zwłaszcza, że szłam w pierwszym rzędzie. Niedaleko moich braci Rose dyskutowała z jakimś czarnowłosym chłopakiem. Natomiast jeszcze kawałek dalej spostrzegłam perłowobiałą, półprzeźroczystą postać unoszącą się lekko nad ławką. To był najprawdziwszy duch. 
W tej samej chwili, kiedy duch napotkał moje spojrzenie, musiałam się odwrócić. Stałam tuż przed niskim stołkiem, na którym leżała postrzępiona tiara. Nagle szew tuż nad rondem rozpruł się, a tiara zaczęła śpiewać:
Tysiąc lub więcej lat temu, 
Tuż po tym, jak uszył mnie krawiec,
Żyło raz czworo czarodziejów, 
Niezrównanych w magii i sławie. 
Śmiały Gryffindor z wrzosowisk, 
Piękna Ravenclaw z górskich hal, 
Przebiegły Slytherin z trzęsawisk,  
Słodka Hufflepuff z dolin dna. 
Jedno wielkie dzielili marzenie, 
Jedną nadzieję, śmiały plan: Wychować nowe pokolenie, 
Czarodziejów potężnych klan. 
Takie są początki Hogwartu, 
Tak powstał każdy dom, 
Bo każdy z magów upartych
Zapragnął mieć własny tron. 
Każdy inną wartość ceni, 
Każdy inną z cnót obrał za swą,  
Każdy inną zdolność chętnie krzewi, 
I chce jej zbudować trwały dom. 
Gryffindor prawość wystawia, 
Odwagę ceni i uczciwość,
Ravenclaw do sprytu namawia, 
Za pierwszą z cnót uznaje bystrość.  
Hufflepuff ma w pogardzie leni 
I nagradza tylko pracowitych. 
A przebiegły jak wąż Slytherin 
Wspiera żądnych władzy i ambitnych. 
Póki żyją, mogą łatwo wybierać 
Faworytów, nadzieje, talenty, 
Lecz co poczną, gdy przyjdzie umierać,  
Jak przełamać śmierci krąg zaklęty? 
Jak każdą z cnót nadal krzewić? 
Jak dla każdej zachować tron? 
Jak nowych uczniów podzielić, 
By każdy odnalazł własny dom? 
To Gryffindor wpada na sposób: 
Zdejmuje swą tiarę—czyli mnie, 
A każda z tych czterech osób 
Cząstkę marzeń swych we mnie tchnie. 
Więc teraz ja was wybieram, 
Ja serca i mózgi przesiewam, 
Każdemu dom przydzielam 
I talentów rozwój zapewniam. 
Więc śmiało, młodzieży, bez trwogi, 
Na uszy mnie wciągaj i czekaj, 
Ja domu wyznaczę wam progi, 
A nigdy z wyborem nie zwlekam.  
Nie mylę się też i nie waham, 
Bo nikt nigdy mnie nie oszukał,
Gdzie kto ma przydział, powiem, 
Niech każde z was mnie wysłucha.

Zewsząd dobiegły mnie głośne oklaski i wiwaty. Może i tiara nie miała przepięknego głosu, ale talent do układania pieśni - owszem. Aplauz uczniów był tak głośny, że musiała ich uspokoić pani dyrektor. Wstała ona i podniosła dłoń, a wszystkie odgłosy ucichły. Potem podeszła do nas dostojnym krokiem, a mi zaczęły trzęść się kolana. A co, jak trafię do Slytherinu?
- Witam was, pierwszoroczni! Kiedy wyczytam nazwisko, dana osoba usiądzie i nałoży tiarę. Baker, Britney!
Brit podeszła sprężystym krokiem supermodelki do stołka. Spostrzegłam, że jest troszkę bledsza niż w pociągu. Nałożyła tiarę, a ta zakryła jej oczy. Po chwili kapelusz wrzasnął: 
- Ravenclaw!
Britney uśmiechnęła się do nas przelotnie i ruszyła w kierunku bliskiego stołu po naszej lewej, a staliśmy skierowani twarzami do uczniów.
- Bones, Helena! 
Powoli podeszła do taboretu i z oporem założyła tiarę.
- Hufflepuff!
Przy stole po prawej rozległy się oklaski. Helena usiadła, ale jej wyraz twarzy mówił mi, że nie do końca się uspokoiła.
- Cane, Matthew!
Chłopak wcisnął na uszy tiarę przydziału, a ona prawie od razu wrzasnęła: Slytherin! Jęknełam, co zagłuszył hałas przy krańcowym stole po prawej. Krążyła pogłoska, że ze Slytherinu wyszło najwięcej czarnoksiężników. Matthew i Slytherin? Nie wydaje mi się. 
Dopiero po kilku kolejnych osobach pierwszy uczeń - Edwards, John! - trafił do Gryffindoru. Zaczęła dawać się we znaki monotonia uroczystości. Ceremonia przypominała teraz wyliczankę pomiędzy profesor McGonagall a tiarą:
- Finnigan, Oliver!
- Hufflepuff!
- Goldstein, Elizabeth!
- Ravenclaw!
- Harrison, Tim!
No, tu muszę przyznać, że słuchałam uważniej.
- Ravenclaw!
- Hopkirk, Jane!
- Hufflepuff!
- Landcastle, Daniel!
-Slytherin!
Za dużo tego było. Przestawałam uważnie słuchać, wyłapywałam co drugie nazwisko. Teraz jakaś dziewczyna trafiła do Gryffindoru, dwóch chłopców i dziewczyna do Ravenclawu, chłopak do Gryffindoru, kolejny do Hufflepuffu...
- Pemberly, William!
O Matko, pomyślałam, już nazwiska na P? Kiedy to zleciało?
I gdy "Pemberly, William!" trafił do Slytherinu, pani profesor zawołała:
- Potter, Lily!
Prawie pobiegłam do stołka, usiadłam i włożyłam tiarę. Zapanowała ciemność, ostatnia rzecz, jaką zobaczyłam, to James siedzący pomiędzy dziewczętami, uśmiechający się do mnie. Wywróciłam oczami, ale tego nie mógł już widzieć.
- No, gdzie by cię tu przydzielić... - odezwał się cichutki głosik. - Wierna rodzinie i przyjaciołom, odważna, bardzo odważna... ale i niebywała inteligencja i talent... Dawno takiego zestawu nie widziałam...
Ja w tym czasie modliłam się do swoich myśli: Gryffindor, Gryffindor, Gryffindor, proszę Gryffindor...
- Pewna jesteś? No dobrze, w takim razie... Gryffindor! 
Tiara ryknęła na całą salę, a ja odetchnęłam. Będę z braćmi! Ściągnęłam tiarę i poszłam w kierunku stołu przy lewej ścianie. Pomachałam tym razem do Albusa i Jamesa. Usiadłam obok jakiejś dziewczyny, chyba też pierwszoklasistki. Miała czarne włosy zaplecione w długie warkocze i arnację mulatki.
- Jak się nazywasz? - zagadnęła mnie nieznajoma. 
- Lily Potter. A ty?
- Isabelle Farelli. Z Włoch jestem, dopiero przyjechałam do Wielkiej Brytanii. Nie znam tu jeszcze nikogo, słabo znam angielski.
- A ja znam aż za dużo. Mam tyle kuzynów, że aż strach. I do tego dwóch braci.
- Fajnie, ja jestem jedynaczką. Miałam iść do Beauxbatons, ale rodzice stwierdzili, że w Hogwarcie mam większą szanse być kimś. No, wiesz, Hogwart jest bardzo popularny niż Beauxbatons. Może będziemy w jednym dormitorium. Miła jesteś, wiesz. Umiesz słuchać.
Zarumieniłam się. Włoszka gadała jak nakręcona, ja słuchałam tylko połowy słów, bo czekałam na Hugo. Pringle, Rookwood, Rowling, Rowling...
- Wiesz, u mnie mama bardzo się ucieszyła, że jednak jestem czarownicą. Nie była pewna, czy...
...Scamander, Smith...
- O, patrz! To mój kuzyn! - wskazałam Hugona palcem. Założył tiarę, a ona prawie od razu krzyknęła: Gryffindor!
Uśmiechnęłam się, on mi odpowiedział i usiadł po przeciwnej stronie stołu. Isabelle od razu chrząknęła głośno. Co jak co, ale mistrzynią dyskretności to ona chyba nie jest.
- Udało się, jesteśmy w jednym domu! O właśnie, Hugo, to jest Isabelle. Przyjechała z Włoch.
- Miło mi poznać - powiedziała i mrugnęła do Hugona. Uścisnęli sobie dłonie.
Potem przydzielono już tylko dwie dziewczyny: "Wood, Morgana" trafiła do Gryffindoru i usiadła obok Isabelle, a "Zabini, Sabrina" usiadła przy stole Slytherinu. Profesor Flitwick wyniósł z Wielkiej Sali Tiarę Przydziału. Profesor McGonagall stanęła przed złotą mównicą.
- Drodzy studenci, witajcie kolejnego roku w Hogwarcie! Zanim rozpoczniemy ucztę, chciałabym powiedzieć parę słów. Po pierwsze pragnę wam przypomnieć, że wstęp do Zakazanego Lasu jest zabroniony - tu dyrektorka zerknęła szybko w stronę Jamesa, jak mi się zdawało - i w tym roku będzie jeszcze surowiej karany. Po drugie, pan Filch prosi o przypomnienie, że używanie czarów na korytarzach także jest zabronione. Po trzecie, najważniejsze, dziś powitamy dwójkę nowych nauczycieli. W tym roku transmutacji będzie nauczała was profesor Scalyncia, ponieważ profesor Dillys odeszła na emeryturę.
 Na sali rozległy się oklaski, a szczupła, czarnowłosa i dość młoda czarownica wstała i kiwnęła głową.
- Natomiast nauczycielem obrony nad czarną magią - zaczęła profesor McGonagall po uciszeniu uczniów - w tym roku będzie profesor Dicktim. 
Ponownie uczniowie bili brawa, ale zobaczyłam, że w mniejszym stopniu. Zdawało mi się, że to z powodu pewnej klątwy. Bracia mi kiedyś powiedzieli, a rodzice potwierdzili, że od dłuższego czasu żaden nauczyciel tego przedmiotu nie wytrzymał więcej, niż rok. 
- To wszystko - powiedziała Minerwa McGonagall - Smacznego!
W tej samej chwili na stołach pojawiły się znikąd złote nakrycia i półmiski pełne dań, a było ich tyle, że nie miałam nawet ochoty liczyć. Puddingi, pieczone kurczaki, rozmaite rolady, frytki, pizza, najróżniejsze kotlety, sosy, ziemniaki gotowane i pieczone, a do tego wszystkiego z dziesięć rodzajów zup. Znałam te wszystkie potrawy, ale tyle na jednym stole w życiu nie widziałam. Najciekawsze było to, że nawet, jeśli cała masa uczniów wzięła coś z talerza, to żaden z nich nie stał pusty. 
Po godzinie w Wielkiej Sali wrzało jak w ulu. Szum rozmów zagłuszał nawet burzę, która rozpętała się podczas Ceremonii. My także byliśmy tak przejedzeni, że nie mieliśmy najmniejszej ochoty na chociażby malutki kęs deseru. W tym czasie poznawaliśmy się bliżej. Obok Hugona siedziało dwóch chłopców - John i Baltazar. Byli dosłownie swoimi przeciwieństwami. John był wysokim brunetem o szarych oczach i wyniosłej twarzy, ale był otwarty i sympatyczny, choć na takiego nie wyglądał. No, może odrobinę szpanował, ale do tego już się przyzwyczaiłam - zbyt długo mieszkałam z Jamesem, zeby mnie to raziło. Natomiast Baltazar miał jasne włosy i oczy w kolorze czekolady osadzone na nieco pucołowatej buzi. Ten z kolei był bardzo nieśmiały, rzadko kiedy coś mówił. 
Zaznajomiłam się też z Morganą, kolejną brunetką. Widocznie kolor rudy w tej szkole był zarezerwowany dla Weasley'ów. Morgana była bezpośrednia, ale ja bardzo cenię u innych szczerość, więc mi to nie przeszkadzało. Isabelle miała iście włoski temperament, jak zdążyłam się już przekonać. Wyzwała Johna za to, że kiedy uniósł sosjerkę, opowiadając o jednym z wyczynów, kropla ciemnego sosu kapnęła jej na szatę. Krzyczała tak, jakby miała płuca o pojemności kontenera, zrobiła się cała czerwona, a prawie wszyscy Gryfoni gapili się na nią jak na szaloną. Potem zaczęła gadać coś po włosku, a dwie minuty później nie pamiętała już, o co poszło. 
Kiedy burza na dworze prawie ustała, a raczej po prostu zamieniła się w ulewę, profesor McGonagall po raz kolejny tego wieczoru wstała. Jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki (świetny żart, o moja podświadomości) rozmowy ustały, a wszystkie nakrycia zniknęły.
- Mam nadzieję, że wszyscy się już najedli. Zanim udacie się do swoich dormitoriów chcę wam przypomnieć, że w pierwszym tygodniu nauki lekcje zielarstwa nie odbędą się. Profesor Longbottom musiał nagle wyjechać w pilnej sprawie. A teraz życzę miłej nocy! Chciałabym prosić prefektów o zaprowadzenie pierwszorocznych do pokojów wspólnych. Jeszcze raz dobranoc!
- Pierwszaki, za mną, proszę! - jakiś wysoki chłopak niedbale machnął na naszą grupę ręką. Podeszłam z pozostałymi do prefekta, a on bez słowa ruszył dalej. Mijaliśmy wiele wysokich kamiennych korytarzy, a ja starałam się zapamiętać drogę. Niestety, na próżno. Chyba jutro czeka mnie ciężki dzień, pomyślałam. Po chwili weszliśmy na klatkę schodową, weszliśmy na pierwsze piętro, drugie... Nie potrafiłam policzyć, ciągle zdawało mi się, że to raz wchodzimy na dół, to na górę. Te schody miały w sobie jakąś magię. W końcu trafiliśmy na długi korytarz, którego ściany były pokryte od góry do dołu obrazami. Co druga postać machała do nas przyjaźnie zza ramy, a nawet nieliczne wykrzykiwały coś w stylu: "Witajcie w Hogwarcie!". Każde kolejne pomieszczenie kryło w sobie przeróżne portrety. Wreszcie weszliśmy na dość ładny korytarz, w którym było o wiele mniej dzieł sztuki. Uwagę zwracała namalowana gruba kobieta w różowej sukni z aksamitu. Gdy nas zauważyła, uśmiechnęła się i odezwała: 
- Hasło?
- Lumos Maxima - odparł prefekt, a obraz odchylił się i ukazał sporą dziurę w ścianie. Z ekscytacją przeszłam przez nią do pokoju wspólnego Gryffindoru za innymi.
Moim oczom ukazał się przestrzenny pokój wystrojony na czerwono. Przed ogromnym kominkiem stało z dziesięć foteli z czerwonego perkalu, pod oknem stały trzy malutkie stoliki, podobne do tych, na których gra się w szachy czarodziejów. Po lewej stronie wejścia stała czerwona kanapa wyszywana złotą nicią. Po drugiej stronie dziury za portretem były drzwi prowadzące do dormitoriów chłopców, a po przeciwnej stronie pokoju były drzwi do sypialni dziewcząt, jak mówiła tabliczka. Podłogę wyściełała złota wykładzina, a ściany przyozdobiono ciemnoczerwoną boazerią. Nad paleniskiem wisiała flaga Gryffindoru. Bardzo mi się tu spodobało. Wyglądało jak... dom.
- Dobrze, pierwszaki, posłuchajcie mnie - odezwała się dziewczyna o potulnej twarzy. - Teraz idźcie do swoich sypialni, a rano zaprowadzę was do Wielkiej Sali, ale potem będziecie musieli radzić sobie sami.
Jęknełam w duchu. Jeśli jutro uda mi się trafić na lekcje, to będzie chyba cud.
Dziewczyna spojrzała na zegarek.
- Na Merlina, już późno! Dobrze, idźcie, wasze rzeczy już na was czekają.
Odnalazłam w małym tłumie Morganę i Isabelle i ruszyłyśmy razem w kierunku drzwi. Po otworzeniu ich znalazłyśmy się w malutkiej komnacie z wąskimi schodkami.
- Patrzcie, tu jest klasa czwarta, tu siódma, znowu czwarta... my musimy być do góry. Chodźcie - powiedziała Morgana. 
Weszłyśmy do kolejnego przedpokoju. Rozejrzalam się uważnie i przeczytałam tabliczki. 
- Patrzcie tu! Są dwie sypialnie dla klasy pierwszej, no tak, przecież są jeszcze jakieś dziewczyny. 
Otworzyłam pierwsze drzwi, zobaczyłam duże dormitorium i natychmiast je zamknęłam.
- My jesteśmy tylko trzy. Spróbujmy tu.
Tym razem trafiłyśmy dobrze. Nasze dormitorium miało trzy łóżka. Była to mała, idealnie okrągła sala tonąca w kolorze ciemnej czerwieni. Wystrojona była w podobnym stylu, co pokój wspólny.
- Jest perfekcyjne! - krzyknęła Isabelle i rzuciła się na łóżko najbliżej drzwi łazienki. - Zamawiam!

********************************************************************************
No, w końcu skończyłam! Muszę was przeprosić, że tak długo to trwało, ale byłam tak chora, że nawet ze skleceniem zdania miałam problem. Wydaję mi się, że rozdział jest zbyt krótki i beznadziejny, teraz zupełnie inaczej bym go napisała. Ale nie chcę już przeciągać struny. Mogę jedynie obiecać wam, że następny będzie dłuższy i ciekawszy. Spokojnie, muszę się jeszcze rozkręcić.
I zachęcam was do dwóch rzeczy: do odwiedzania zakładki TIARA PRZYDZIAŁU, po pierwsze. Po drugie, zapomniałam powiedzieć, że możecie poprosić o dedykację dla siebie lub znajomych. Jeśli chcecie, możecie walnąć sobie jakieś zdanie, ja je wrzucę do tekstu i pogrubię. Jeju, chyba muszę dodać osobny wpis o tych dedykacjach, żebyście mnie dobrze zrozumieli...
____________________________________________________________________________________________
Ten fragment pragnę zadedykować M, P i A - tym, które kroczą ze mną przez życie, za to, że są przy mnie w każdej chwili. No i byłabym głupia, gdybym nie wspomniała o I, tej która musi sama stawiać czoło przyszłości.
Przyjaciele zawsze są razem, nawet, gdy dzieli ich wielka odległość.
Pamiętajcie o tym.

6 komentarzy:

  1. Ten rozdział nie jest wcale nie jest beznadziejny - wręcz przeciwnie świetny (z resztą jak inne rozdziały) Czekam na kolejne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne rozdziały, naprawdę bardzo mi się podobają! Jakoś rzadko udaje mi się trafić na blogi z czasów dzieci głównych bohaterów, ale ten blog jest jednym z najlepszych jakie czytam... :)
    Co do rozdziału. Genialny! Fajne, że Lily jest w jednym domu z Hugo i do tego ma nowe koleżanki. Pewnie dziwnie by się czuła gdyby nie znała nikogo. Teraz wplotę tutaj podziękowanie... xd Dziękuję za komentarz u mnie :) Dobra jedźmy dalej... Czy pan Scorpis Malfoy, będzie w opowiadaniu? Mam nadzieję, że tak ;3 I jeszcze w parlingu z Rose albo Lily ^^ To będzie świetne... Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, tak świetnie piszesz! <33
    PISZ. PISZ. PISZ. ♥
    Pozdrawiam i życzę Ci dużo weny,
    Panna Zgredkowa

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne! Zawsze uważałam, że HP był za krótki i, że powinna być główna bohaterka, a nie bohater. Po prostu cudowne!

    OdpowiedzUsuń
  4. No siema, wreszcie dotarłam na twój blog :D Jeszcze raz chciałabym podziękować za wszystkie miłe słowa u siebie, cieszę się, że moja historia tak przypadła ci do gustu <3
    A teraz do rzeczy :D
    Piszesz całkiem fajnie, potrafisz zaciekawić. Błędy się zdarzają, jakieś literówki, albo zła interpunkcja, no ale kto ich nie robi? W rozdziałach panuje taki 'miły rozgardiasz' co z jednej strony może być zaletą, ale z drugiej też wadą. Jest dużo dialogów, i masa nowo wprowadzonych bohaterów i kiedy ich imiona i krótkie opisy są ułożone zaraz obok siebie, to po prostu czytelnik (albo tylko ja xd) nie może sobie na raz przyswoić tak dużej ilości informacji. Na przykład ja nazwiska nowych znajomych Lily ledwo kojarzę, a potem z przypisaniem ich do odpowiedniego charakteru, albo wyglądu to już w ogóle sobie nie poradzę xd
    Lily jest całkiem urocza, podoba mi się jej osobowość. Zakręcona, ale jednocześnie inteligentna. Nie rozumiem tylko za bardzo jej wybuchu w pociągu, no bo w sumie Hugo nie powiedział niczego złego, a ona wpadła prawie w histerię.. Rozumiem, że można być wrażliwymi i uczuciowym, ale to już przewrażliwienie xd
    Poza tym nie jestem pewna, czy to tak odpowiedzialnie z jej strony opowiadać całą historię swojego ojca nowo poznanym dzieciakom.. Wszystkie szczegóły włącznie z horkruksami, które jednak były w jakiś sposób tajemnicą i wgl.. No oby ta gadatliwość nie obróciła się kiedyś przeciwko niej ;D
    Jeszcze jedna uwaga, kurde czepiam się dzisiaj. Lily zna całą historię Hogwartu, ze szczegółami losy swoich rodziców i w ogóle taka poinformowana we wszystkim i nie wiedziała, że przyjęcie do Hogwartu polega na założeniu Tiary? Hm
    Hagrid taki ciut przygłupawy się wydaje, ale w jakiś sposób dodaje mu to tylko uroku. Aż się rozczuliłam, jak czytałam te jego wypowiedzi :D fajnie mieć takiego wujka.
    Ładne opisy zamku i wystroju pomieszczeń.
    Poza tym całkiem realistycznie wychodzą ci te wszystkie przemyślenia Lily, można się wczuć.
    Co do wyglądu ogólnego, radziłabym zamówić w jakiejś dobrej szabloniarni porządny szablon, wygląd bloga to chyba pierwsze na co zwraca uwagę czytelnik. No i może jakaś opcja obserwatorów by się przydała?
    Mam nadzieję, że taka duża ilość uwag cię nie zniechęciła, bo historia ma potencjał :D
    Czekam na następny rozdział, pozdrawiam i buziaki ;3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to tak, są pytania, to muszą być odpowiedzi.
      Na początek dziękuję za taką konstruktywną krytykę, bo niedługo pewnie wpadłabym w jakiś samozachwyt albo coś ;).
      Większość błędów spowodowana jest tym, że wszystkie wpisy na razie piszę na tablecie, a to jest dwa razy trudniejsze :) ale spoko, powoli się poprawiam.
      Szczerze: ja też się martwię, że wprowadzam za dużo bohaterów, dlatego teraz będę ich ograniczać. Większość już ogarnęłam, ale z nowymi nauczycielami mam jeszcze odrobinę problemów.
      Ten wybuch emocji był przypadkowy, ponieważ, szczerze mówiąc pisałam drugi rozdział troszkę na szybko, a poza tym byłam podchorowana. Zgadzam się, że było to w niewielkim stopniu bez sensu, ale chciałam podkreślić jej wielkie przywiązanie do rodziny i to, że okropnie martwi się że coś stanie się jej bliskim. Uchylę tu rąbka tajemnicy: Lily podświadomie boi się, że Voldemort wróci i mimo młodego wieku rozumie, ile zła wyrządził. Z kolei ta nieścisłość z Tiarą Przydziału: najpierw napisałam, że wszystko wiedziała, ale potem czytałam 1. część HP i dowiedziałam się, że nawet Hermiona nie wiedziała, na czym przydział polega. A skoro Hermiona czegoś nie wie, to tego po prostu nie ma. I trzeba było dość duży fragment zmienić :/.
      W ogóle: nie zraziłaś mnie swoimi uwagami, raczej dla mnie to doping. Może to dziwne, ale cieszę się, jeśli ktoś ma jakieś zastrzeżenia. Bo kiedy ich nie ma, znaczy najczęściej, że jest tak źle, że gorzej nie może być :).
      Co do szablonu: planuję taki mały projekcik: zaangażuję moją płomiennorudą przyjaciółkę do sesji fotograficznej, zrobię fotkę i polecę do szablonarni. Możesz mi jakąś polecić, taką zaufaną i naprawdę dobrą?
      Całuję, Annie <3

      Usuń
  5. 38 yr old Associate Professor Hedwig Hegarty, hailing from Westmount enjoys watching movies like ...tick... tick... tick... and Knitting. Took a trip to Fernando de Noronha and Atol das Rocas Reserves and drives a LS. Dalej

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku,
Dziękuję Ci, że masz jakieś uwagi do mojego wpisu. Każdy komentarz, nawet ten z najostrzejszą krytyką, jest dla mnie jak uśmiech przyjaciela. Nic tak nie motywuje piszącego, jak stu procentowa pewność, że ktoś przeczytał jego post.
~Love, A.